8 czerwca 2020 roku to dzień, na który czekało wielu polskich fanów motorsportu. Za kierownicę powrócił Robert Kubica. Wyniki pierwszej próby sił z przyszłymi rywalami ze stawki DTM nie wprawią jeszcze kibiców w radość. Polski zawodnik wykręcił najgorszy czas, ale nie można z tego wyciągać jeszcze daleko idących wniosków.
Przeprowadzone z trzymiesięcznym opóźnieniem testy
poprzedzające tegoroczne wyścigi DTM mają być pierwszą oznaką powrotu do
normalności. Na niemieckim torze Nurburgring co prawda nie mogli oficjalnie
pojawić się kibice, ale załogi pracowały jak zawsze. Wśród nich w padoku
pojawiła się efektowna ciężarówka Orlen Team ART, z której wytoczono BMW M4 DTM
w biało-czerwonych barwach.
Dumna prezentacja nie przeniosła się póki co na pokaz sił na
torze. Poranną sesję Kubica zakończył z wynikiem 1:20,519, czyli najgorszym w
stawce liczącejdziewięciu zawodników. Po przerwie obiadowej zawodnicy z
pierwszych miejsc nie poprawili już swoich wyników, ale nie zrobił tego także
Polak. Na popołudniowej sesji nie pojechał szybciej niż na czas 1:20.920, co
było siódmym wynikiem.
W klasyfikacji całego dnia zawodnik zespołu Orlenu zajął ostatnią pozycję z pokaźną stratą 0,8 sekundy do przedostatniego Fabio
Scherera. Najszybszy dziś był Philipp Eng, który także za sterami BMW wykręcił
czas 1:19,204.
Z takiego obrotu spraw nie należy jednak wysnuwać zbyt daleko idących wniosków. Trzeba pamiętać, że polski zawodnik jako jedyny w stawce planuje obecność na wszystkich czterech dniach testów. W związku z tym jego harmonogram na Nurburgringu nie jest aż tak napięty. Polski zespół mógł dziś skupić się na znajdowaniu właściwych ustawień i sprawdzaniu tempa wyścigowego, a na tryb pełnego ataku w symulowanych kwalifikacjach przyjdzie czas w następnych dniach.