Choć zespoły
startujące w DTM już wkrótce wrócą na tor, to nad serią niezmiennie wiszą
czarne chmury. Wyścigi w tym sezonie zostaną rozegrane najprawdopodobniej bez
kibiców i… na tym się skończy historia tych niemieckich mistrzostw. Timo Glock
zdradza, że nastroje panujące w BMW nie napawają otuchą.
BMW pozostaje ostatnim konstruktorem na placu boju w DTM. Z trio niemieckich producentów zapełniających stawkę jako
pierwszy wyłamał się w 2018 roku Mercedes. Jego miejsce po części wypełnił zespół
R-Motorsport, który wzbogacił listę startową o egzotyczne towarzystwo Astonów
Martinów. Szwajcarzy przetrwali jednak w serii tylko jeden sezon, przez co do tego sezonu chciało przystąpić już tylko BMW i Audi.
Ostatecznie i drugi z wymienionych producentów zakończy
swoją przygodę z serią po tym sezonie. Jako oficjalny powód kilka tygodni temu
podano cięcia związane z wybuchem pandemii koronawirusa. Wiadomo jednak, że
Audi Sport już wcześniej przygotowywało się do opuszczenia serii, by pójść w
ślady Mercedesa i dołączyć do stawki lepiej działającej na wizerunek Formuły E.
Czy to oznacza, że i BMW po tym sezonie zbierze zabawki i seria DTM po raz drugi przejdzie do historii? Szefostwo z
Monachium już wcześniej dało znać, że "przecież
nie będziemy się ścigać sami ze sobą".
Otuchą nie napawają także słowa Timo Glocka. Związany z DTM
od 2013 roku były kierowca F1 przyznaje, że bardzo by nie chciał, by niemieckie
mistrzostw samochodów turystycznych się rozwiązały. "Formuła tych wyścigów jest
na to za dobra", mówił podczas podcastu Starting Grid.
Jednocześnie przyznaje, że widzi małe szanse na jej
utrzymanie. „Mam nadzieję, że [szef organizującej serii DTM firmy ITR – przyp.
red.] Gerhard Berger znajdzie jakiś sposób. (…) Szanse na to spadają jednak z
każdym dniem”, przyznał Glock podczas audycji.
Sam Berger początkowo nie chciał słyszeć o organizacji
wyścigów bez udziału publiczności. Rzeczywistość zmusiła go jednak do
zrewidowania przekonań. Według najnowszej wersji, pierwsze treningi i rundy odbędą
się tylko z udziałem niezbędnego minimum osób z obsługi toru i zespołów. Wszyscy
obecni będą poddawani badaniom na obecność wirusa COVID-19. Zespoły mają liczyć
się z faktem, że niektórzy z ich członków zostaną skierowani na
czternastodniowe kwarantanny.
W niektórych wypowiedziach już także u Bergera daje się
wyczuć ton niepewności co do przyszłości serii. Dla polskich fanów motorsportu
jest to wiadomość podwójnie smutna, bowiem na swój debiut w serii przez cały
czas czeka Robert Kubica z zespołem Orlen Team Art. Wszystko wskazuje na to, że
weźmie on udział tylko w okrojonej wersji sezonu i nie będzie mógł liczyć na
osobiste wsparcie polskich kibiców. Tak może skończyć się historia jednej z
najciekawszych i najbardziej zaawansowanych technologicznie serii samochodów klasy
turystycznej na świecie.